REKLAMA
Lca.pl » Moto » Ciekawostki

2014-08-29 10:09:55 - Autor: DZ (lca.pl)
Miał być „jeden bilet”
Od poniedziałku lubinianie nie będą musieli kasować biletów w swoich autobusach. Co jednak z porozumieniem „Jeden bilet – jedna taryfa”, zainicjowanym przez tamtejsze władze? Legnica w nim partycypuje.
REKLAMA


Robert Raczyński
Foto: WP(lca.pl)
Kilka lat temu lubiński samorząd wymyślił, że zintegruje transport w Legnicko-Głogowskim Okręgu Miedziowym. Powołał do życia porozumienie pod hasłem „Jeden bilet – jedna taryfa”, do którego przystąpiła m.in. Legnica. Cały region miał być objęty spójnym systemem – ten sam dokument miał pozwalać na przejazd komunikacją gminną, busem, czy pociągami. Planowano także skoordynować wszystkie rozkład jazdy. A jako oś całego systemu przewidziano kolej do Lubina.

Taryfa wspólna, ale różna?
Jak jednak ma w LGOM powstać „jeden bilet”, skoro stolica polskiej miedzi z biletów całkowicie rezygnuje? Czyżby legniczanin, płacąc za przejazd autobusem legnickiego MPK, miał składać się na porozumienie, na mocy którego lubinianie jeżdżą po swej miejscowości za darmo? A może ten projekt to już historia?

Jacek Mamiński, rzecznik prezydenta Lubina Roberta Raczyńskiego, przekonuje, że w kwestii planów wprowadzenia aglomeracyjnego biletu nic się nie zmieniło. – Na realizację przedsięwzięcia „Jeden bilet – jedna taryfa” czekamy, aż kolej zmodernizuję trasę Legnica–Lubin, bo to na pociągach przede wszystkim opiera się jego idea – deklaruje. Zdaniem Mamińskiego fakt rezygnacji z opłat za przejazd w lubińskiej komunikacji nie sprawia, że jakikolwiek samorząd powinien czuć się poszkodowany, gdy porozumienie w końcu dojdzie do skutku.

– Przecież legniczanie nie będą musieli kasować biletów w lubińskich autobusach, my na naszym terenie organizujemy darmową komunikację dla wszystkich – dodaje i zaznacza, że finalnie za sfinansowanie komunikacji na swoim terenie będzie bezpośrednio odpowiedzialny konkretny samorząd, więc jego zdaniem nie będzie mowy o wyciąganiu pieniędzy z kieszeni mieszkańców jednego miasta na transport w całkiem innej części regionu. A pasażerowi ma być obojętne, czy wysiadając z pociągu pojedzie do domu autobusem bezpłatnym, czy takim, na który kupił aglomeracyjny, kolejowo-autobusowy bilet.

Ruszy kolej, ruszy porozumienie
Co w takim razie z integracją taryfową? Cóż, póki co się nie dowiemy. Na takie szczegóły jest najwyraźniej zbyt wcześnie, z uwagi na to, że – jak przyznaje sam rzecznik prezydenta Lubina – widoków na szybką rewitalizację trasy kolejowej do Lubina raczej nie ma. Zwłaszcza, że pieniądze unijne na ten cel ostatnio wprawdzie się znalazły, ale zaraz potem zarząd województwa stwierdził, że nie zdąży uporać się z biurokracją, więc fundusze przeznaczył ostatecznie na inne zadania.

Ale, jak podkreśla w rozmowie z naszym dziennikarzem sam rzecznik prezydenta Lubina, integracja w transporcie to przecież nie tylko taryfa, ale także wspólny rozkład jazdy i centra przesiadkowe. Dlaczego więc nie zacząć „integrować się” bez kolei, wykorzystując to, co mamy pod ręką – czyli kursujące po regionie autobusy i mikrobusy? Przecież kiedyś to właśnie zbiorowy transport kołowy stanowił z powodzeniem podstawę komunikacji między głównymi miastami LGOM. Może warto do tego wrócić?

– Ludzie w przeważającej większości poruszają się obecnie samochodami. Jesteśmy przekonani, że to przede wszystkim zalety transportu kolejowego są w stanie przekonać ich do tego, by porzucić auta. I z pewnością mając do wyboru stanie w korkach i szybki, wygodny transport pociągiem, wybiorą pociąg – twierdzi Jacek Mamiński. – Autobusy i busy też są ważne, ale na razie całe siły kierujemy na kolej – dodaje.

Porozumienie, które rodzi nieporozumienia

W tak przedstawionej sytuacji kolej faktycznie mogłaby jawić się jako remedium na komunikacyjne problemy dotykające coraz bardziej zakorkowany LGOM. Gdyby udało się zmodernizować łączące Lubin i Legnicę tory kolejowe, a także połączyć pociągami Polkowice i Głogów, faktycznie pomysł z przesiadkami na dworcach (a właściwie w „centrach przesiadkowych”) na autobusy kursujące w głąb miast i gmin mógłby „chwycić”.

Pytanie jednak brzmi: kto skorzysta na podsuniętym przez władze Lubina projekcie? Czy aby na pewno załatwi on komunikacyjne bolączki c a ł e g o LGOM? Okazuje się, że niekoniecznie. Lubin chciał wciągnąć do porozumienia wszystkie samorządy z byłego województwa legnickiego, pod hasłem kolei dla regionu. Podpisania dokumentu w zaproponowanym kształcie odmówiła jednak wójt gminy wiejskiej Lubin Irena Rogowska.

– Było spotkanie wójtów i burmistrzów samorządów, przez które biegnie linia. Zapytałam na nim, czy dla mieszkańców gminy Lubin te pociągi także będą dostępne, czy pociąg przejeżdżający przez nią będzie się tam zatrzymywał. Pan Raczyński nie był mi w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi, za to od razu nakrzyczał na mnie, że jestem hamulcem rozwoju – mówi wójt Rogowska. – Zadeklarowałam, że jeżeli pan prezydent na piśmie przedstawi mi, że mieszkańcy gminy Lubin będą mieć dostęp do tych pociągów w swoich miejscowościach, to podpiszę dokument. Bo ja jestem dla mieszkańców i to oni muszą mieć z tego korzyść, i tylko o to mogę zabiegać. Oczywiście żadne pismo potem do mnie nie przyszło – opowiada.

Wszyscy za jednego

Rzeczywiście – idea porozumienia, w którym kilka samorządów ma aktywnie zabiegać o połączenie kolejowe dla jednej tylko miejscowości bez gwarancji tego, że przy okazji same poprawią one w ten sposób komunikację na swoim obszarze, wydaje się dość osobliwa. Jak jednak przekonują lubińscy urzędnicy, nie ma w niej nic dziwnego, a niepodpisanie porozumienia to przejaw złej woli wójt gminy wiejskiej.

|– To tylko pokazuje jej podejście. Nie sądzę, żeby mieszkańcy Raszówki czy Osieka mieli coś przeciwko temu, by na tej linii jeździły pociągi – komentuje w rozmowie z nami Jacek Mamiński. A więc upewniamy się: czy to oznacza, że władze Lubina są gotowe zapewnić, że ewentualnie wywalczone przez nie pociągi staną na przykład w Raszówce albo w Rzeszotarach? – Oczywiście, że tego nie gwarantujemy. My nie możemy mówić obecnie, że pociągi zatrzymają się w tej, czy w innej wiosce. Jest na to zdecydowanie za wcześnie i pierw należy walczyć o to, żeby ta kolej w ogóle zaczęła funkcjonować – stwierdza rzecznik lubińskiego prezydenta.

Pytamy więc dalej: czy nie boją się państwo, że lubinianom będzie jednak trochę za daleko od pociągu do swoich mieszkań? Przecież stacja Lubin Górniczy leży nieco na uboczu, a konkurencyjne busy dojeżdżają w same serca lubińskich blokowisk.

– Myśleliśmy o wybudowaniu dodatkowego przystanku kolejowego koło KGHM – odpowiada Jacek Mamiński. – Ale jak już wspomniałem, to są szczegóły, ustalenia na ten temat będziemy mogli podjąć dopiero za jakiś czas – dodaje zaraz.

Zamiast integracji – podział
Na tym problemy z komunikacją – i tą pomiędzy samorządami, i tą zbiorową – się nie kończą. Kolejną odsłoną tej, nie pierwszej zresztą, komunikacyjnej wojny w LGOM jest konflikt właśnie o autobusy. Bezpłatne dla pasażerów, ale – jak to z założenia z transportem publicznym bywa – finansowane przez podatnika.

Już kilka miesięcy temu prezydent Raczyński – przyznając otwarcie, że ma to związek z idącymi wyborami samorządowymi –zapowiedział zlikwidowanie od 1 września odpłatności za korzystanie z Lubińskiej komunikacji zbiorowej. A ta swoim zasięgiem pokrywała także przyległą gminę wiejską. Ta w zamian przekazywała lubińskiemu budżetowi określoną kwotę za tzw. wozokilometry wyjeżdżone przez autobusy na jej terenie.

– To porozumienie funkcjonowało bez zarzutu od sześciu lat. Ale w lipcu prezydent Raczyński przysłał do nas pismo z którego wynikało, że chce podnieść nam cenę usługi o sto procent. Oczywiście nasz budżet nie był na to przygotowany – mówi Irena Rogowska. – W związku z tym zaczęliśmy analizować, czy nie uruchomić własnej komunikacji.

I taka komunikacja faktycznie powstała. Od 1 sierpnia autobusy firmy wynajętej przez gminę wiejską Lubin jeżdżą po trasach obsługiwanych wcześniej przez lubiński PKS. I to według tego samego rozkładu. Podstawowa różnica jest jednak taka, że zawracają one na przystankach tuż przy granicach Lubina. Tam pasażerowie mogą się przesiąść do pojazdów PKS, by kontynuować podróż w głąb miejscowości.

– Za takie rozwiązanie płacimy mniej niż dotychczas, bo nowa firma bierze od nas nie 7, jak Lubin, a tylko 6 złotych za wozokilometr – tłumaczy wójt Rogowska. – Dzięki temu komunikacja może być bezpłatna także u nas. Na razie tymczasowo, przez rok. I tak nie dostawaliśmy wpływów z biletów, gdy komunikację u nas obsługiwał PKS, bo trafiały one do lubińskiej kasy – dodaje.

Z „gorszego” do „lepszego”
Co jest jednak przyczyną całego zamieszania? Dlaczego Lubin tak drastycznie podniósł opłat za zorganizowanie komunikacji?

– Gmina wiejska do tej pory płaciła tylko za te wozokilometry, które wykonywane były przez nasze autobusy na jej obszarze. Uznaliśmy, że w nowej sytuacji należy urealnić kwotę dotacji i doliczyć do rachunku także trasę, jaką autobusy linii kursujących do wsi wokół Lubina pokonują po naszych ulicach – wyjaśnia Jacek Mamiński.

Zdaniem władz gminy wiejskiej, Lubin w ten sposób chciał przerzucić koszty przedwyborczego pomysłu Roberta Raczyńskiego na sąsiedni samorząd. Rzecznik prezydenta ripostuje jednak: „i tak my za te autobusy płacimy więcej”. I dodaje, że sytuacja, w której na granicy Lubina trzeba przesiąść się z autobusu jednego samorządu, do pojazdu podstawionego na zlecenie innego podmiotu to tworzenie podziału na „lepszych” i „gorszych”. Sztucznego podziału, bo różnicy pomiędzy mieszkańcem Lubina a mieszkańcem Osieka czy Miroszowic, jego zdaniem po prostu nie ma. Korzystają oni z tych samych udogodnień: kina, centrum kultury, czy galerii handlowej.

Otwarte pozostaje pytania: kto zyska na tym, że mieszkańcy tracą? Kto ostatecznie zbije kapitał na utrudnieniach w transporcie? Czy w tego typu komunikacyjnych porozumieniach faktycznie chodzi o prawdziwe porozumienie dla dobra mieszkańców? Czy powrót do sprawnej, zintegrowanej zbiorowej komunikacji w LGOM przestanie kiedykolwiek być mrzonką?

Projekt pod nazwą Euro-Nysa (całodzienny bilet ważny na kolej i autobusy w przygranicznym obszarze Czech, Niemiec i Polski) pokazuje, że gdy komuś zależy na dogadaniu się w sprawie transportu, to problemem przestaje być nawet granica państwa. Nie mówiąc już o graniach miast, czy gmin. Tylko dlaczego dogadywanie się nie wychodzi akurat w Lubinie? Być może ma to związek z planami Roberta Raczyńskiego. Ma on zamiar włączyć teren gminy wiejskiej w granice Lubina. To jednak wymaga zgody obu samorządów, a tej ze strony gminy wiejskiej nie będzie. Chyba, że po wyborach w jej organach zasiądą przychylni Raczyńskiemu politycy.

Byłeś świadkiem ciekawego wydarzenia? Opisz je i podziel się swoją wiedzą z innymi. Nakręciłeś film, lub zrobiłeś zdjęcie? Przyślij do nas, niech legniczanie zobaczą to, czego byłeś świadkiem.
500 197 963 – zadzwoń do nas lub wyślij sms-a, mms-a.
Zdjęcia i filmy Waszego autorstwa wysyłać można także na adres kontakt@lca.pl

Podziel się:

Brak komentarzy. Dodaj swój komentarz
REKLAMA
PRZECZYTAJ TAKŻE
Legnica -
„Na kołach po Polsce”. Wielka impreza przy samochodówce!
Legnica -
Blisko milion kierowców złapanych przez fotoradary w 2023 roku
Legnica -
Poznań Motor Show 2024
Legnica -
Grupa Dobrygowski awansowała o dwie pozycje w rankingu dealerów!
REKLAMA
Legnica -
Rewolucja w polskich samochodach: Wszystkie nowe pojazdy z tunerami DAB+ od kwietnia 2023
Legnica -
Podsumowanie działań pod nazwą „Alkohol i Narkotyki”
Legnica -
Dylatacja na moście na Wrocławskiej naprawiona
Legnica -
Kontrolowali kierowców. W prezencie rozdawali apteczki
Legnica -
Legnica - Wrocław na czele Top 5 tras Kolei Dolnośląskich
Legnica -
Kto wybuduje stację ładowania autobusów? Wpłynęły trzy oferty
PORTAL LCA.PL
O firmie | Praca | Kontakt | Regulamin
59-220 Legnica, Wjazdowa 6
tel: +48 500 197 963
e-mail: redakcja@lca.pl